Przyczyn nagłego skoku popularności polskiego hip-hopu należy upatrywać paradoksalnie nie w samej muzyce, lecz w zmianach społecznych zachodzących w polskim społeczeństwie na przestrzeni lat. U swojego zarania rap był w Polsce muzyką nastawioną skrajnie antysystemowo – młodzi ludzie z blokowisk szukali ujścia dla swoich trosk i frustracji w rymach i bitach, składanych z dzisiejszego punktu widzenia z pewną nieporadnością, ale i niezaprzeczalnym urokiem. Teksty piosenek opowiadały o poczuciu wykluczenia, jakiego młodzi ludzie doznawali w związku z mającą akurat miejsce transformacją polityczną w kraju – czuli bardzo wyraźnie, że w kapitalistycznym wyścigu zdecydowana większość ludzi o nich po prostu zapomniała. Taka muzyka podbijała oczywiście serca młodzieży z trudnych domów, do których szczególnie trafiały treści o opresyjnej policji, trudnych emocjach, szukaniu ulgi w używkach i tym podobnych. Wiązało się to również z przyklepaniem hip-hopowi bardzo konkretnej, poniekąd krzywdzącej łatki o byciu muzyką bezwartościową i nadmiernie wulgarną – dokładnie takiej łatki, jaką kiedyś otrzymał punk rock stojący w opozycji do rocka klasycznego i psychodelicznego.
Choć polski rap zaliczył ogromny wzrost popularności na początku XXI wieku, muzyka ta równie szybko zniknęła z obiegu. Przyczyną takiego stanu rzeczy była nadmierna eksploatacja tego gatunku przez wytwórnie muzyczne, które szczególnie premiowały twórców muzyki łatwej, przyjemnej i nieszczególnie angażującej. W pewnym momencie rynek powiedział jednak „dość”, hip-hop przestał się opłacać,