Na naszej stronie wielokrotnie poruszaliśmy tematy związane z technicznymi aspektami posiadania zielonych ścian w mieszkaniu. Staraliśmy się pokazać różnorodne rozwiązania, które mogą realnie wpływać na jakość życia naszych czytelników. W tym wpisie postanowiliśmy podzielić się historią jednego, a w zasadzie jednej z nich.
Zawsze lubiłam patrzeć, jak rośliny wyglądają. Te słodkie liście, które co jakiś czas się wykluwają oraz kwiatki, rozkwitające wraz z nadejściem wiosny. Z czasem moja kolekcja roślin zaczęła rosnąć, a mi już parapetu na nią nie starczało. Zresztą, co to za przyjemność oglądać moje wypieszczone okazy zza firanki?
Zastanawiałam się więc, czy istnieje sposób, by to piękno chowane na parapecie, gdzieś pokazać, wyeksponować. Szukałam więc w Internecie rozwiązania dla mojego pragnienia. Przejrzałam wiele propozycji aranżacji mieszkań, w których są rośliny. I znalazłam! Zielone ściany w mieszkaniu. To jest to! – pomyślałam. Ściana koło telewizora w dużym pokoju zawsze wydawała mi się jakaś taka pusta. Uznałam, że będzie to doskonałe miejsce.
Postanowiłam więc odnaleźć sposób na te rośliny, by mogły zawisnąć na ścianie. Przeglądałam gotowe moduły, ale były dla mnie zbyt drogie. Postanowiłam poprosić męża o pomoc. W parze siła! Wykorzystaliśmy palety, by stworzyć miejsce, gdzie rośliny będą mogły mieć swoje korzenie. Dzielnie szlifowaliśmy, omawialiśmy, projektowaliśmy, impregnowaliśmy, aż w końcu jest! Nasza własna zielona ściana w mieszkaniu zawisła tam, gdzie prezentowała się najpiękniej.
Ze względu na koszty zdecydowaliśmy, że sami będziemy podlewać naszą zieloną ścianę. W mieszkaniu może i jest to trochę problematyczne, ale myśleliśmy, że damy sobie radę. Skoro można to było robić w pojedynczych doniczkach, czemu miałoby to być trudniejsze w skrzyniach? Och, jak bardzo się myliliśmy…
Woda rozlana po podłodze była pierwszym problemem. W parapetowych warunkach trafiała do podstawek. Tu ich nie było, więc nadmiar wylatywał każdą możliwą dziurą! Dość szybko zaczęło to też wpływać na kondycję palet – naszego szkieletu konstrukcji. Widać było zacieki i zalania, więc na szybko dodatkowo zabezpieczaliśmy drewno.
Po pewnym czasie, okazy, które tak pięknie wyglądały na parapecie, zaczęły marnieć. Co się dzieje? Nie mogłam tego zrozumieć. Podlewam tak samo, miejsca na korzenie tyle samo… Przejrzałam liście – żadnych lokatorów… Wreszcie mnie olśniło! Teraz rośliny znajdowały się 2 metry od okna. Czy to mogła być przyczyna?
Próbowałam odnaleźć rozwiązanie dla tego problemu. Gdzieś udało mi się namierzyć tanie LED-y doświetlające. Przez chwilę było widać efekty, gdy nagle wszystkie liście zaczęły przeraźliwie żółknąć. Na prędce wyjmowałam okazy z donic i odkryłam, że po korzeniach nie ma już prawie śladu! Wszystko zdawało się marnieć od namiaru wody i niedoboru słoneczka. Przygoda z zieloną ścianą w mieszkaniu nie mogła się tak jednak skończyć!
Wróciłam do etapu czytania o tych pięknych dekoracjach. Natrafiłam na wiele wartościowych tekstów. Wszystkie uświadomiły mi, że… nie mam warunków. Po prostu – miejsce, które wybrałam sobie na zieloną ścianę w mieszkaniu, było fatalne dla roślin. Szanse, by mogły tam stworzyć piękny busz, były praktycznie równe zeru.
Aż natrafiłam na ofertę firmy Plantia. Wprawdzie opiera się na sztucznych roślinach, ale połowa moich okazów i tak już skończyła w koszu, więc czemu chociaż nie poczytać? Czemu miałabym nie pooglądać? Zajrzałam więc do galerii zdjęć i oniemiałam!
Zielone ściany do mieszkań Plantia okazały się przepiękne! Te błyszczące, duże liście. Gęsto utkane. Ogromne okazy w sile wzrostu, w całej swej okazałości! No moje kwiatki nie były takie rosłe. Postanowiłam więc nie rezygnować i nie zmieniać mojej koncepcji na mieszkanie. Zielona ściana koło telewizora musiała zawisnąć!
Wybrałam więc takie modele, które najbardziej mi się podobały. Od zawsze ubóstwiam storczyki i skrzydłokwiaty, więc moja kompozycja była pełna tych kwiatów. Marzyłam też o kalatei. Nie było problemu. Mąż zamontował gotowe maty, które przywiózł kurier i w kilka chwil zyskałam przepiękną dekorację.
Jak wygląda po 4 miesiącach? Jest tak samo piękna, jak w dniu, gdy do Nas dotarła. Odkurzyłam ją z kurzu raz, może dwa. I to wszystko! Nawet nie kiwnęłam palcem. A ona wciąż wygląda re-we-la-cyj-nie. Już nigdy nie wrócę do pomysłu żywej zielonej ściany w mieszkaniu. Wystarczy mi kilka bratków na parapecie.
A co z utrzymaniem zielonych ścian na zewnątrz, w trudnych pogodowo warunkach?
Czytaj tu: https://www.plantia.pl/article/zielona-sciana-na-zewnatrz-jak-ja-utrzymac-373